Wywiady oraz artykuły z roku 2006/2007 (część 2)

Magda M : Ostatnie starcie

Najpiękniejsza Polka. Gwiazda rodzimych seriali z wyższej półki. Dziewczyna z Lubska. Kiedyś kąpała się w babcinych truskawkach, dziś może taplać się w szampanie. Nie podejrzewamy jej jednak o zepsucie. Joanna Brodzik to kobieta świadoma własnych atutów, do których prócz nóg, pupy i biustu zalicza także swój mózg. Tylko dla nas Joanna przeistoczyła się podczas sesji w uroczą Panią Zemstę. A przy kawie opowiedziała o tym, że nigdy nie krzywdzi dla przyjemności.

Z Joanną Brodzik umawiamy się w jej ulubionej kawiarni przy Freta w Warszawie. Rzeczywiście, jest ładna. Uprzedzamy pytanie, które zadawali nam wszyscy na wieść o tym, że zrobiłyśmy wywiad z „Brodzikową”. – I co, jaka jest na żywo? Miła? Ładna? Szczupła? W życiu Joanna Brodzik bardzo przypomina grane przez siebie bohaterki. Kiedy uśmiecha się do nas na powitanie, mamy deja vu. Agata, chociaż nie ma telewizora, bardzo lubiła „Kasię i Tomka”. Ja z kolei, wyposażona w telewizor, śmiałam się przy kolejnych odcinkach „Magdy M.”. Nie wiem, czy Joanna Brodzik może powiedzieć: Magda M. to ja. Ale rusza się, mówi i kokietuje dokładnie tak samo, jak polskie wcielenie Ally McBeal, do której niektórzy Magdę M. porównują. Joanna to jednak żadna nuerotyczka, ale konkretna babka. Nie pieści się ze sobą, patrzy się rozmówcy głęboko w oczy, słucha pytań i skrupulatnie na nie opowiada. Stuprocentowa profesjonalistka. Nawet o swoich wadach mówi z doskonałym dystansem. Wydaje się niepokojąco doskonała.
Przed spotkaniem, w poszukiwaniu dziennikarskich haków, zrobiłyśmy z Agatą dokładną prasówkę. Na wywiad przyszłyśmy, mając w głowie zwiewną sesję Joanny dla „Pani”, wywiad dla „VIVY!”, ale też plotkarską pulpę, serwowaną przez Pudelka i tabloidy. Według nich Joanna Brodzik była już sześć razy w ciąży. Miała problemy z wagą i alkoholem. Niedawno ogłoszono koniec jej kariery, o którym świadczyć miały: koniec „Magdy M.” (prawda, ostatnia seria właśnie się skończyła), jej telewizyjnego programu (to akurat nieprawda, o czym dalej) oraz kontraktu z firmą produkującą farbę do włosów (kontrakt po „Magdzie M.” przejęła, sympatyczna skądinąd, „Niania”). Joanna Brodzik nie wydaje się tymczasem kobietą na skraju załamania nerwowego. Ona dobrze wie, co robi. Podejrzewamy, że wykosi jeszcze konkurentki z niejednego, atrakcyjnego dla siebie, projektu z równą gracją, jak przystojnych chłopców i dziewczątka na zdjęciach obok.

Hanna Rydlewska: Jak wygląda twój dzień? Co dzisiaj robiłaś?
Joanna Brodzik: O 7 rano obudziło mnie mordercze przekonanie, że nie odebrałam wczoraj maila z projektem półki do salonu, który miałam przesłać do pana Tomka, zawiadującego remontem mojego mieszkania. A ten projekt miałam odebrać od przyjaciółki, która na co dzień jest projektantką mody, ale w wyjątkowych sytuacjach zamienia się w Casa Armani i robi wnętrza. Dopadłam do komputera, musiałam przedrzeć się przez ropę na oczach, i okazało się, że ona (Casa Armani) – wysyłając mi wiadomość – była tak zmęczona, że zapomniała o załączniku. Próbowałam do niej dzwonić, ale jeszcze spała..

Agata Nowicka: Nic dziwnego. Często wstajesz tak wcześnie? O 7 rano?
J.B.: Jeśli pracuję, mam zdjęcia, to wstaję znacznie wcześniej. 7 to nie jest wcześnie. 5.30 to jest wcześnie.

A.N.: O której się wtedy kładziesz?
J.B.: To zależy od sytuacji towarzysko – osobistej. Zdarza się, że chodzę mniej wyspana, czasami śpię po kilka godzin. Niestety, odkrywam, że odkąd skończyłam 33 lata, coraz częściej sypiam mniej niż 3 godziny (śmiech). Myślę, że sytuacja niestety będzie się pogarszać.

A.N.: Czyli jesteśmy o 7 przy komputerze. I co dalej?
J.B.: O 9 udało mi się to wszystko załatwić. O 11.30 sprawdziłam już całą pocztę. I poszłam sobie zrobić pazury.

A.N.: Aaaaa..
J.B.: Tak, zrobiłam pazury. Potem pojechałam do uroczych panów Brzozowskiego & Paprockiego, żeby wyszarpnąć od nich kieckę na Wiktory. Gala już w niedzielę, na szczęście udało mi się skompletować coś fajnego. Teraz siedzę tutaj z wami, w kawiarni .. A po spotkaniu pędzę na gimnastykę.

H.R.: Czyli pracujesz dużo nad sobą?
J.B.: Nie, to chyba nie jest tak, że żyję z przygryzionym językiem.. Gimnastyka jest niezbędna, żeby mój kręgosłup po dwóch latach roboty trochę odpoczął. Bo ostatnio jakoś mi się zmierzwił. Bardzo długo się trzymał, nosił mnie dzień w dzień, od tej 5.30 do nocy, na obcasach. A jak poczuł, że zbliża się koniec roboty, postanowił się zmierzwić.



H.R.:Naprawdę nie wkładasz dużego wysiłku w to, żeby być sobą? Żeby być Joanną Brodzik, nie trzeba się bardzo starać?
J.B.: Trzeba by się było jakiejś Joanny Brodzik zapytać (śmiech). Raczej jestem typem kanapowo–degustująco–sybaryckim. Zacięte usta i ciężarki to nie ja.

H.R.: Twój dzisiejszy dzień nieco temu przeczy.
J.B.: To jest taki dzień, kiedy mogę sobie pozwolić na odrobinę skupienia nad sobą. W pozostałe dni takiego luksusu nie mam, więc korzystam, ile mogę.

Wyjmujemy papierosy. Podpalamy sobie nawzajem. Bez przekonania częstujemy nimi Joannę.

A.N.: Ty nie palisz?
J.B.: Palę.

H.R.: Jak to? Byłam pewna, że nie..
J.B.: Macie o mnie jakieś okropne pojęcie. Oczywiście, że palę, piję wino, jem..

A.N.: Fakt, mamy o tobie blade pojęcie, dlatego robimy z tobą wywiad.
H.R.: A czy to nie jest tak, że wywiady, których udzielasz, kreują mylne wyobrażenie o tobie? Że jesteś w nich taką wróżką – pensjonarką, która jest grzeczna i nie pali?

J.B.: Słuchaj, znam parę wróżek i one wszystkie jarają.

Wrzawa przy stoliku.

A.N.: Jak o wróżkach, to i o snach. Co ci się dzisiaj śniło? Pamiętasz w ogóle swoje sny?
J.B.: Tak, niektóre pamiętam bardzo dokładnie. Dzisiejszego akurat nie, mój mózg był zapewne rano zajęty szafką (śmiech). Ale tak, pamiętam. Nieraz przez długą część dnia pozostaję pod wpływem jakiegoś snu. Bardzo często śnię o tym, że latam.



A.N.: A, to fajne. Zastanawiałaś się, dlaczego?
J.B.: Nie interpretuję tego, to bez sensu. Za to latam w sposób dosyć precyzyjny. W otwartych przestrzeniach latam głową do dołu, bardzo wysoko. To przyjemne, ale i niebezpieczne, bo im wyżej się wznoszę, tym trudniej mi potem wrócić.. Z kolei w obszarze zabudowanym latam nogami do przodu. Mogę się wówczas odpychać stopami od gzymsów, anten i tych wszystkich wystających przedmiotów..(Freud by oszalał..)

A.N.: Jesteś pierwszą osobą, jaką znam, która aż do tego stopnia ma opracowaną technikę latania (śmiech).
J.B.: Śniło mi się kiedyś, że leciałam nad czymś, co przypominało pałacyk przy Foksal. Wylądowałam na dachu tego pałacyku i przez okno weszłam do sali, w której odbywała się impreza. Okazało się, że trafiłam na bal producentów samochodów, którzy zorientowali się, że latam. I zaczęli mnie ścigać, bo uznali, że gdyby wszyscy ludzie dowiedzieliby się, że mogą latać, samochody przestałyby być im potrzebne.

A.N.: Wow, super sen.
H.R.: A miewasz koszmary?

J.B.: Rzadko, ale tak. Pamiętam taki koszmar z dzieciństwa, kiedy śniło mi się, że płynę na ogromnym szczurze. Cały czas się bałam, żeby on się przypadkiem nie odwrócił.

A.N.: Calineczka na szczurze.
J.B.: Pewnie było to jakieś echo tamtej bajki. U mojej babci zresztą były szczury, które zjadły mi świnkę morską.

H.R.: O nie, co za trauma!
A.N.: A ty – jesteś zdolna do okrucieństwa?

J.B.: Moja matka twierdzi, że potrafię czasem spojrzeć tak , że gdyby można to było przełożyć na siłę rażenia, to od razu, z miejsca, byłby trup.

H.R.: Tak? Zrobiłaś komuś jakąś krzywdę? (śmiech)
J.B.: Taaak.

A.N.: Wykorzystujesz wpływ, jaki masz na ludzi?
H.R.: Na mężczyzn?

J.B.: Zdarza się. Staram się jednak nie być chujem. Damskim chujem. Jeśli już krzywdzę, to raczej z bezsilności lub ze strachu. Nie dla przyjemności.

H.R.: Nie znam cię, siedzę tu z tobą chwilę, ale wydajesz mi się inna od swojego medialnego wizerunku. Naprawdę.
J.B.: Ejjj.. Wywiady, których udzielam, zwykle są ściśle związane z projektami, w których biorę udział. Jestem osobą pragmatyczną i konkretną. Idąc na wywiad, mam w głowie obraz potencjalnego czytelnika. Staram się innym językiem odpowiadać na pytania do gazety, która jest skierowana do młodzieży, a inaczej odpowiadam na – często te same – pytania, kiedy wiem, że tę gazetę prawdopodobnie przeczyta ktoś z rocznika mojej babci albo Bartoszewskiego, przy.. ciepłym stosunku do jednych i drugich. Raczej nie zdarza mi się bronić przed pytaniami. Mam prawo na niektóre nie odpowiadać, ale – jak mówię, zazwyczaj podporządkowuję wywiady poszczególnym projektom. Jeśli gram romantyczną prawniczkę, to staram się upodobnić do wyobrażenia o takiej postaci, a jak gram kogoś innego..


H.R.: Może ludzie oczekują tego od ciebie? Powinnaś być taka, jak postać, którą grasz. Grasz Magdę M. i masz być Magdą M. Nie tylko na planie, ale też w sypialni, na imprezie, wszędzie.
J.B.: Dla mnie istotne jest to, żeby z pracy wypływał spójny komunikat. Nie staram się na siłę udowadniać sobie i innym, że grając romantyczną prawniczkę powinnam po godzinach urządzać burdy uliczne w podartych rajstopach. Nie muszę się dystansować od swoich postaci. Świadomie wybieram projekty, w których biorę udział, zgadzam się na pewien komunikat, który będzie przez określony czas niosła ze sobą moja rola. Oczywiście – bez przesady. Chcę, żeby ludzie wierzyli w istnienie mojej postaci.

H.R.: Uwierzyli w twoje istnienie? Przecież dajesz swoim postaciom dużo z siebie. Oglądam serial, widzę jak Magda uśmiecha się do Piotra. Teraz identycznie ty uśmiechasz się do mnie.
J.B.: No cóż, pracowałam nad tym, żeby to był uśmiech George’a Clooney’a, ale nie wiem, na ile mi wyszło (śmiech).

A.N.: Dzisiaj, kiedy rozmawiałyśmy o tobie przed wywiadem, nasunęło mi sie pewne skojarzenie. Nie cierpię ludzi, którzy mi mówią, że kogoś im przypominam, ale nasunęła mi się taka analogia.. Twoja droga zawodowa przypomina mi karierę Jeniffer Aniston.
J.B.: Ooo, kurwa.. (westchnięcie dezaprobaty).

A.N.: No tak. Bo to jest aktorka, która świetnie się sprawdza w rolach komediowych, super gra w serialach..
H.R.:.. jest kochana przez wszystkich Amerykanów..
A.N.: Jest takim sweetheart. Ty też jesteś uwielbiana przez widzów, jesteś doskonała w rolach semi-komediowych..

J.B.: Staram się nie kombinować. Nie kalkulować, że skoro teraz gram romantyczną prawniczkę, to za chwilę powinnam grać seryjnego mordercę, a za trzy miesiące Hamleta w teatrze. Po 12 latach pracy w tym zawodzie mam świadomość własnych predyspozycji. Mówię o tym, co wychodzi mi lepiej niż stanie na koturnach i grzmienie greckiej tragedii do widowni w ciemnej sali. Zdecydowanie wolę rozwijać się w tych rzeczach, które aktualnie rozpracowuję. Czuję się dobrze z tym, co robię. Czuję, że jestem w tym, co robię. Jak powiedział mi wczoraj chłopak, z którym się spotkałam w sprawie następnego projektu – nie zasypiam gruszek w popiele (śmiech). Pewnie z niektórych moich planów coś wyniknie, a z innych nic. Tak się w życiu dzieje, że niekoniecznie wszystko trzeba doprowadzać do końca. Niektóre rzeczy są jak drzwi, które otwiera się po to, by iść dalej. Wiem za to, co mnie najbardziej w życiu kręci: generowanie dobrej energii. To jest coś, co najbardziej lubię robić. Wszystko jedno, jak ma się ono objawiać. Czy jako pisanie książek dla dzieci o sikach, kupach i rzygach, czy jako prowadzenie restauracji, w której ludzie mają uśmiechnięte brzuchy, czy też wychowywanie siedmiu córek, krnąbrnych, rudych i piegowatych.

H.R.: A wierzysz w Boga?
J.B.: Tak. Nie wierzę, że jest ich kilku i że jeden ma niebieską sukienkę, a drugi nie pozwala jeść baraniny, a trzeci coś tam.. Absolutnie jest Jeden. Żyjemy w jakimś totalnym nieporozumieniu..

A.N.: Płakałaś po Papieżu?
J.B.: Było mi bardzo przykro, że odszedł wspaniały człowiek, ale trochę mnie gorszyło, że ludzie się modlili do Papieża..

H.R.: Gdzie byłaś, kiedy umarł Papież?
J.B.: W Warszawie.

H.R.: Słyszałaś te syreny, wyszłaś na ulice?
J.B.: Pamiętam znicze w alei Jana Pawła, bo mieszkam nieopodal. Pamiętam też, że rozmawiałam z moją przyjaciółką, z którą niedługo później zrobiłyśmy film “Jasne błękitne okna”, że byłoby cudownie, gdyby te uczucia, które się pojawiły w ludziach, zostały w nich na dłużej. Myślę, że to by było coś naprawdę niezwykłego. Niestety, ulotnego..

H.R.: Nie wierzysz w “Pokolenie JP II”?
J.B.: Nie, to jakaś polityczna propaganda.


H.R.: Podoba ci się Piotr Adamczyk, papież wśród aktorów (śmiech)?
J.B.: Piotruś świetnie tańczy i ma doskonałe poczucie humoru. Kiedy wypowiadał się publicznie na imprezie “Viva Zajefajnych”, zapytany o swoje ulubione słowo wstrząsnął mną aż do trzewi, kiedy powiedział, że to wyraz “żółć”, bo składa się tylko z polskich liter..

A.N.: A Magda Cielecka? Podoba ci się?
J.B.: Bardzo. No błagam cię, jestem obłą, okrągłą brunetką ze skrywanym przed światem wąsem, a ona jest wszystkim tym, czym ja nigdy nie będę. Czyli piękną, zimną blondyną. Jest świetną babeczką. Pozdrowienia..

A.N.: Chyba ty jesteś świetną babeczką, a ona jest piękną zimną blondyną (śmiech). A wracając do mężczyzn..
J.B.: To my byłyśmy przy mężczyznach?

H.R.: Przy Piotrze byłyśmy.
A.N.: Jaki musi być facet, żeby tobą wstrząsnąć?
H.R.: Nie pytamy kim jest twój chłopak, tylko jaki jest.

J.B.: Jest najbardziej prawym, uczciwym i obdarzonym największą klasą mężczyzną, jakiego spotkałam w życiu. Ma wspaniałe poczucie humoru, co dla mnie jest dosyć istotne. Cóż, poza tym gentelman powinien mieć jaguara i dom nad jeziorem Como. O detalach, oczywiście, wspominać nie muszę.. (śmiech).

H.R.: Tabloidy emocjonowały się ostatnio pewnym mieszkaniem w Wilanowie..
J.B.: Sprawa znajdzie finał w sądzie. Reaguję konsekwentnie, kiedy ktoś usiłuje mnie okraść z prywatności.

H.R.: Czytasz te wszystkie rzeczy o sobie?
J.B.: Nie. Moja agentka ma ustawiony monitoring i codziennie trafiają do niej wszystkie publikacje na mój temat. Jeśli pojawia się coś, co jej zdaniem łamie prawo, daje sygnał adwokatom. Mnie szkoda na to życia.

A.N: Wracając do mężczyzn..
J.B.: (ogólny śmiech) Podoba mi się to! Zawsze wracajmy do mężczyzn!

A.N.: No dobra, a ty jesteś taką dziewczyną, która może być długo sama? Która potrafi sobie poradzić bez faceta u boku?
J.B.: Teraz powinnam odpowiedzieć na to pytanie: oczywiście, że tak (śmiech). Nie, nie, jestem typem długodystansowca. Dostałam lekcję od życia.. Przyjaciołom, którzy wtedy ze mną wytrzymali i mojej mamie, która odbierała ode mnie telefony o pierwszej w nocy, jestem bardzo wdzięczna! Od kiedy stałam się dorosła, czyli powiedzmy od 18 roku życia, ciągle – z niewielkimi przerwami – byłam w stałych związkach. Wreszcie dotarło do mnie, że mam jedyną w swoim rodzaju okazję zajęcia się tylko sobą. To się okazało trudne, ale i nieprawdopodobnie wzbogacające.

A.N.: Długo byłaś wtedy sama?
J.B.: Długo, jak dla mnie, bardzo długo.

A.N.: Czyli?
J.B.: Pół roku. Uważam, że każda kobieta powinna mieć ustawowo zagwarantowane takie pół roku tylko dla siebie.

A.N.: Tak, podobnie jak minimum pół roku życia za granicą.
J.B.: Zgadzam się w stu procentach.

A.N.: Podróże są dla ciebie ważne?
J.B.: Jestem od nich uzależniona. Był taki moment, kiedy moja najlepsza przyjaciółka chciała mi schować paszport i reglamentować jego wydawanie. Jeśli tylko bym mogła, podróżowałabym przez cały ten czas, kiedy nie pracuję. Jak nie pracuję, to podróżuję. Mam swoje ulubione miejsce. Jedyna rzecz, która mnie łączy z Kubą Wojewódzkim, to fakt, że kocham tę przestrzeń na lotnisku, tuż za bramką. Po jej przekroczeniu jestem już na wakacjach. Mogę siedzieć 10 godzin i czekać na samolot, bo jestem już wtedy w podróży. Od dzieciństwa uwielbiam podróże, tabliczki mnożenia nauczyłam się tylko dlatego, żeby pojechać z moją babcią pociągiem z Lubska do Zielonej Góry. Podróż trwała 4 godziny i było super.

A.N.: Czego się boisz?
J.B.: Boję się wojny. Chaosu. Tego napięcia, które wzrasta na świecie. Mamy szczęście, że żyjemy w takich czasach, że nam – tutaj, w Polsce, od momentu naszego urodzenia – nie wydarzyło się nic tak naprawdę strasznego. Bardzo się boję, żeby tego naszego farta nie stracić. Wychowywała mnie babcia, która mocno pomagała mojej młodej mamie. Intensywnie chłonęłam jej bardzo szczere opowieści na temat wojny, na temat zesłania na Sybir.. Głęboko tkwi we mnie poczucie, że mam szczęście, bo nie muszę wciąż się mierzyć z gigantyczną odpowiedzialnością. Co zrobić, kiedy ktoś przykłada ci lufę do głowy i możesz albo zdradzić swoich przyjaciół, albo dostać kulę?

A.N.: To ciekawe, bo jesteśmy zarazem ostatnim pokoleniem, które historię II wojny, Powstania Warszawskiego, poznawało z ust swoich dziadków. Z ust naocznych świadków tamtych wydarzeń. Nasze dzieci raczej nie będą już miały takiej możliwości.
J.B.: Mnie babcia opowiadała o swojej Syberii w piękny sposób.. Coś z klimatów tamtych opowieści odnalazłam potem w książkach Ursuli Le Guin czy Tolkiena. To były totalnie (sic!) baśniowe opowieści. Moi pradziadkowie mieli 2 godziny na to, żeby się spakować. Cały swój dobytek. I mój pradziadek był wściekły na prababcię za to, że zamiast wszystkich worków z kaszami i mąkami ona wybrała swoje balowe suknie. Potem prababcia z babcią godzinami odrywały od sukien cekiny i błyskotki, robiły z nich korale, sprzedawały i kupowały za nie mleko. Trzeba je było rąbać siekierą. Takie opowieści zbudowały moje dzieciństwo. Babcia miała 10 lat, kiedy wyjechała z rodzicami. Wrócili, kiedy miała 17. Czyli na Syberii spędziła ten najintensywniejszy emocjonalnie czas, kiedy kształtuje się kobiecość. To są nieprawdopodobne rzeczy. One tak głęboko we mnie tkwią! I są ważne..


H.R.: A ty jaką byłaś nastolatką?
J.B.: Wrażliwą. Dostałam ogromny prezent w postaci wszystkich tych baśniowych historii. W naszym życiu też bywało surrealistycznie. Pamiętam, że w mieszkaniu mieliśmy ogromną żeliwną wannę. W czerwcu był czas zbierania truskawek. Nie należeliśmy do bogaczy. Przyjeżdżał pan i wysypywał 60 kilo truskawek do wanny. Babcia płukała je najpierw dokładnie, a potem pozwalała mi wchodzić do tej wanny. I leżałam w wannie pełnej truskawek.

A.N.: Dlatego masz taką świetną cerę.
(ogólny śmiech)


H.R.: Opowiesz nam o swoim pierwszym razie?
J.B.: Myślę, że to niezwykle ważny moment dla każdej kobiety. Mój Pierwszy Raz był absolutnie przemyślany, przygotowany i celebrowany w poczuciu totalnego bezpieczeństwa i miłości. Zrobiłam to w domu, w którym właściwie się urodziłam. Babcia oczywiście wiedziała o wszystkim i dała mi klucze..

A.N. i H.R.: Cudownie! A ile miałaś lat?
J.B.: 19.

A.N.: No, to już na pełnym legalu.
J.B.: To jest zbyt ważny moment, żeby przeżyć go gdzieś na płaszczach podczas imprezy..

H.R.: Byłaś uświadomiona w kwestii antykoncepcji?
J.B.: Jasne. U mnie w domu panował przyjazny, otwarty klimat.

A.N.: Małe miasteczko..
J.B.: Moja mama machnęła mnie z moim tatą na zbiórce w trzeciej klasie liceum. Potem wychowywała mnie dzielnie z pomocą mojej babci. Moi rodzice nie przetrwali niestety razem tego, co się wydarzyło. Natomiast nigdy nie było takiej sytuacji, że o czymś się w domu nie mówiło. Szybko dojrzałam, pojawił się ten wąs, który mnie odróżnia od Magdy Cieleckiej (śmiech). To ważne, żeby pogodzić się ze swoją przeszłością i kobiecością. Kobiety mają nieraz takie blizny, które je ciągną, nie pozwalają wysoko podnieść głowy..

H.R.: Często podkreślasz, że pochodzisz z małego miasta, że kariera cię nie zmieniła.
J.B.: Nie opłaca się odcinać od domu, miejsca, które wyznacza ci ścieżki z dzieciństwa. Czasami obserwuję ludzi, którzy uciekają nie tyle od swoich korzeni, ile od siebie. Jeżeli ktoś pyta czy się zmieniłam, odpowiedź brzmi: nie.

H.R.: Jednak byt określa świadomość. Siedzimy w modnej kawiarni, nad kawą z pianką, w modnych ubraniach..
J.B.: E tam, w Lubsku też można się napić dobrej kawy, a w ciuchowniach są super rzeczy.. Moje koleżanki są tak odstrzelone, że po prostu laczki by ci spadły na ich widok. Oczywiście kiedy mówię, że się nie zmieniłam, myślę o tym czymś głęboko w środku, a nie o opakowaniu. O tych najistotniejszych rzeczach. Nie jest tak, że kiedyś dałabym się zabić za ideały, a terazlecę tylko na kasę i sądzę, że świat stoi na jenie, euro i dolarze.

H.R.: Nie powiesz mi chyba, że kasa się nie liczy.
J.B.: Kasa nie daje szczęścia, ale pozwala na spokojne życie. Jest ważna, zwłaszcza, jeśli można ją zarobić robiąc to, co się lubi. Uczciwie. Wtedy jest fajna. A najlepsza rzecz w posiadaniu kasy jest taka, że można trochę dać jej tym, którzy mają mniej, bez zaciskania powiek.

H.R.: Masz jakąś taką granicę, której byś nie przekroczyła? Czego byś nie zrobiła za żadne pieniądze?
J.B.: Mamy taką zabawę z przyjaciółmi. Na przykład na planie stoi butelka z petami od kiepowania. I pytamy siebie nawzajem: za ile byś to wypił? Albo na przykład: za ile zjadłabyś glistę?

H.R.: A zjadłabyś?
J.B.: Zjadłam.

Przy stoliku tym razem poruszenie.

A.N.: Za co?
J.B.: W imię autorytetu. Pod bułkę z serem żółtym nie było nawet tak źle (śmiech).

H.R.: Tak się złożyło, że zagrałaś w serialach, które kreują pewne społeczne wzorce. Myślę o kiełkującej u nas klasie średniej. Wystąpiłaś w filmach, które teoretycznie mówią o “kobietach wyzwolonych” – spełnionych zawodowo, niezależnych, posiadających własne zdanie na każdy temat. Nie wydaje ci się jednak, że tkwi w tym pewna hipokryzja: niby quasi–feministyczne wzorce, przynajmniej jak na Polskę, a w gruncie rzeczy stereotypy? I patriarchat. Przecież Magda M. tak naprawdę marzy tylko o Piotrze. To jest szczyt jej ambicji.


J.B.: Myślę, że to jest durne, wiesz? Przyporządkowanie pewnej historii, zapisanej w scenariuszu, zleconej przez producentów, do kwestii socjologicznej.. Podciąganie tego pod jakąś teorię o ogólnonarodowym budowaniu klasy średniej jest dużym nadużyciem! Nie zgadzam się na przeprowadzanie takich wywodów. Jeśli kiedykolwiek jakiś specjalista stwierdzi, że klasa średnia w moim pokoleniu została zbudowana na kocie Mańku (kot Magdy M. – przyp. red.) to nie mój problem.

H.R.: Ale wiesz, o co pytam? Jest to jakiś wzorzec wywrotowy w porównaniu z innymi serialami polskimi.
J.B.: Tak się złożyło, że na mojej drodze zawodowej stanęły dwie postacie (Kasia i Magda), których w polskiej telewizji wcześniej nie było. Aloha TWN!

Chwila przerwy na łyk kawy i dziesiątą wodę mineralną. Joanna żartuje, że będzie się z niej lało na gimnastyce. W tle zmiana płyty – z klezmerskich klimatów na “I will survive”.

A.N: Czego słuchasz?
J.B.: Dużo swingu. Starej muzyki.. Franka Sinatry.. Często myślę, że jeśli teoria reinkarnacji jest słuszna, musiałam kiedyś żyć w czasach, w których kobiety w fartuszkach piekły wiśniowe ciasta. I ja piekłam, a rodzina zbierała się wokół stołu, szczęśliwa, jak na starej reklamówce z lat 50. Kręcą mnie tamte czasy.

A.N.: Ale wiesz, co się wtedy działo? To były czasu ukrytego alkoholizmu tych ludzi. Pan przychodził do domu i mówił do pani: Darling, fix me a drink.
J.B.: Piękne czasy (śmiech). Podoba mi się też, że wtedy granica pomiędzy kobiecością a męskością była jasna.

A.N.: Mhm, a jednak.
J.B.: Pielęgnowanie różnicy między płciami jest genialną sprawą..

H.R.: To o kobiecych fatałaszkach. Masz swojego stylistę?
J.B.: Wkurza mnie, kiedy ktoś próbuje mnie wtłoczyć w swoje wyobrażenie o mnie. I mówi mi, co mam nosić. Ja i tak włożę Diesla (śmiech). Wyłączając większe okazję. Wtedy lubię, jak ktoś mnie wyręcza, uwolniając od szukania ubrań. Ale nie cierpię monopolu. Być może dlatego nie byłam nigdy na etacie w teatrze.

H.R.: Masz taką aktorkę, której zazdrościsz?
J.B.: Mówimy o zdrowej zazdrości? Mam jedną, którą chciałabym zabić za to, jak wygląda. To Charlize Theron. Niestety, obawiam się, że ona naprawdę TAK wygląda. Do tego jeszcze jest fajna. I dała się zbrzydzić, żeby zagrać w ekstra filmie (śmiech).

A.N.: Właśnie. Jak tam z Photoshopem? Co sądzisz o retuszach zdjęć w kobiecych magazynach?
J.B.: To normalny element pracy nad zdjęciami. Dlaczego mam mieć przymarszczoną sukienkę i wystające kolano, skoro można je zakryć lub przesunąć? Nie daję sobie majstrować przy buzi, bo uważam, że nie wolno tego robić. Zdarzyło mi się pary razy z przerażeniem odkryć siebie na jakimś zdjęciu, właściwie bez nosa albo ze zmienionym kształtem oczu, bo komuś się wydawało, że tak będzie lepiej. Photoshop jest okej, ale czułabym się idiotycznie, gdyby ktoś mnie odchudził o czterdzieści procent, bo niby dlaczego?

H.R.: Chociaż można w ten sposób wpaść w pułapkę. Kiedy przeglądasz magazyny, wszędzie widzisz kobiety bez zmarszczek, odchudzone i wygładzone. Przy nich normalna laska bez retuszu wygląda na zdjęciu jak Frankenstein.
J.B.: Próżność, nasz ulubiony grzech..

A.N: Jak odebrałaś to, że zostałaś uznana za najpiękniejszą Polkę? Jaka była twoja interpretacja tego wydarzenia?
J.B.: Moja interpretacja była następująca: czytelnicy “VIVY” są w dużej mierze widzami, darzą sympatią postaci, które gram, a głosując na mnie dają temu wyraz. Nie przełożyło się to na żadne momenty przed lustrem, kiedy oglądałabym po drugiej stronie najpiękniejszą Polkę (śmiech).

H.R.: Teraz jest taki moment, że niektóre rzeczy w twoim życiu się kończą. “Magda M.” się skończyła, twój program w telewizji chyba też..
J. B.: Nie (śmiech), program nie..

H.R.: To co dalej?
J.B.: W najbliższym czasie będę się zajmować odpoczynkiem. To dla mnie nowość, więc muszę się do tego trochę przysposobić. Od dwóch lat nie miałam takich wakacji bez żadnych obowiązków. A potem? Mam „zaoraną” glebę, na której wyrastają, kiełkują różne rzeczy. Zobaczymy, co z nich wyrośnie..

H.R.: Będziemy się bacznie przyglądać i kibicować. A póki co: halo, mamy Brodzik na okładce!

źródło: www.exklusiv.pl
Tekst: Agata Nowicka & Hania Rydlewska